Sukcesja firmy rodzinnej a wartości

Spotkanie w jednej z firm rodzinnych. Firma niedawno świętowała 25 lecie. Rodzina także – seniorzy rodu doczekali się kolejnego wnuka. To już piąty! Rozmawiamy o przyszłości. Spółka od kilku lat rośnie bardzo szybko. Pan Bernard, wspólnik i założyciel, narzeka, że nie wytrzymuje już tego tempa. Jeszcze niedawno myślał o tym, że nowa maszyna wystarczy, że na parę lat będzie spokój z kredytami i całą tą bieganiną. Kiedyś było łatwiej. Spokojniej. Wolniej. Ale to jedna z branż w sektorze „rozwijaj się lub giń”. Globalna konkurencja nie śpi, a kontrahenci drugi raz nie zapytają o możliwość realizacji zlecenia i nie poczekają rok czy dwa na rozbudowę firmy. Zlecą gdzie indziej i – jeśli będą zadowoleni – nieprędko wrócą. Od tamtej pory spółka kupiła trzy kolejne maszyny, czwarta – już zamówiona – jest w drodze. Oczywiście na kredyt, z niewielką pomocą Unii. Oczywiście syn załatwia. Ojciec tylko akceptuje decyzje. Ale gdyby nie świeże spojrzenie i energia syna, nie byłoby tak szybkiego rozwoju. Dobrze, że jest sukcesor. Dobrze, że firma zostanie w rodzinnych rękach. – mówi pan Bernard.
Ułożyliśmy już formę prawną spółki – dwuosobową spółkę jawną trzy lata temu zastąpiła spółka komandytowa ze spółką z o.o. jako komplementariuszem. Pan Bernard z żoną Teresą postanowili wtedy zatrzymać własność dla siebie. Ale nadeszła pora na planowanie sukcesji. Decyzja, jak i kiedy przekazać firmę dzieciom nie należy do najłatwiejszych. Tym bardziej, że dzieci trójka. Syn pracuje w firmie razem z rodzicami od prawie 15 lat i od jakiegoś czasu wspomina o przekazaniu części udziałów. Starsza córka zajmuje się projektowaniem i pozyskiwaniem klientów, ale dopiero się wdraża. Przez kilka lat pracowała poza firmą rodzinną, ale potem wróciła i zaczyna wnosić nowe pomysły. A najmłodsza – wybrała inny zawód i nie po drodze jej z branżą rodzinną. Poza tym teraz urlop macierzyński. Drugi z rzędu. Dziadkowie są wniebowzięci.
No właśnie – zagadnąłem – jaki macie Państwo pomysł na przekazanie firmy dzieciom? W jakich proporcjach zamierzacie przekazać udziały?
Sprawiedliwie! – odpowiedzieli niemal chórem oboje małżonkowie i uśmiechnęli się szeroko.
Rozumiem, że sprawiedliwości musi się stać za dość. To oczywiste. Ale co konkretnie macie Państwo ma myśli?
Oczywiście, że po równo! – odpowiedziała pani Teresa.
Oczywiście, że według zasług i zaangażowania w firmę! – powiedział pan Bernard.
Po czym małżonkowie spojrzeli na siebie zdziwieni. Uśmiech zniknął z ich twarzy…
Sprawiedliwość jest niewątpliwie jedną z bardziej istotnych wartości. To jedno z podstawowych pojęć etycznych i prawnych oznaczające uczciwe, prawe postępowanie. Jedno i drugie stanowisko rodziców da się uzasadnić racjami moralnymi i słusznościowymi. Za jednym i drugim stoją istotne argumenty. Jak jednak właściwie postąpić? Żadne z rodziców nie chce przecież pokrzywdzić dzieci.
Niestety nie istnieje gotowe, jedynie słuszne rozwiązanie tak postawionego problemu. Rodzina sama powinna je wypracować i to w porozumieniu wszystkich członków rodziny (najpierw stanowisko powinno zostać wypracowane przez rodziców, następnie należy przedyskutować je z dziećmi, a na końcu… z małżonkami dzieci, którzy prawnie do powiedzenia wiele w tym temacie nie mają, ale swoje zdanie mieć mogą…).
O wartościach należy rozmawiać na co dzień. Nie tylko powinniśmy je nazwać, ale przede wszystkim odkodować – ustalić, co wiąże się z ogólnymi często przecież pojęciami. Raz wypracowany katalog rodzinnych wartości, także tych, które dotyczą zarządzania majątkiem oraz biznesem rodzinnym, posłuży jako wskazówka przez wiele kolejnych lat. Ale najpierw należy podjąć wysiłek porozmawiania o nich w rodzinnym gronie!
W firmie, o której piszę, także udało się wypracować rozwiązanie. Obejmujące nie tylko parytety udziałów przeznaczone dla dzieci, lecz także zabezpieczenie emerytalne seniorów oraz plan podziału majątku pomiędzy pokoleniami i pomiędzy rodzeństwem. Najwięcej problemów było w małżeństwach dzieci, kiedy przyszło do rozmów z zięciami i synowymi – ale także się udało. Proces zajął pół roku spotkań, przemyśleń oraz rozmów.
Łukasz Martyniec
* Niniejszy artykuł ukazał się na łamach Magazynu Firm Rodzinnych RELACJE