Historia Anety

Napisałam testament, aby zabezpieczyć swoje dzieci

Tak, napisałam testament, choć mam dopiero 45 lat i przede mną masa planów na przyszłość. Napisałam testament z zupełnie innych powodów.

Mam na imię Aneta.

Trzy lata te mu rozstałam się z mężem, ojcem dwójki moich dzieci. Musiałam szybko podjąć decyzję, jak dalej działać, żeby moim dzieciom niczego nie zabrakło. Szczególnie, że nie miałam co liczyć na jakiekolwiek pieniądze od byłego partnera. Pozostając pod wpływem nauki kościoła protestanckiego, do którego należę od pięciu lat, a w którym rozsądne zarządzanie finansami jest jednym z podstawowych filarów edukacji, postanowiłam wziąć sprawy we własne ręce. Sprzedałam mieszkanie, a otrzymane pieniądze zainwestowałam w kupno taniej, wymagającej remontu nieruchomości. Po kilku miesiącach gruntownych prac remontowych, sprzedałam ją z zyskiem. Tak oto założyłam własną firmę.

Myśl o sporządzeniu testamentu…

…wtedy, po raz pierwszy w życiu, pojawiła się w mojej głowie. Skoro jestem sama, kupuję i sprzedaję nieruchomości, pożyczam pieniądze na ich remont, a wszystko to robię wychowując dwójkę dzieci, muszę zabezpieczyć je na wypadek, gdyby coś mi się stało – myślałam. Zapewnienie im dachu nad głową i opieki osób, którym ufam – gdyby nagle mnie zabrakło – stało się moim priorytetem.

Zawsze uważałam, że spisanie testamentu jest ważne

Tak samo, jak otwarta rozmowa w rodzinie na temat podziału majątku, jeśli oczywiście jest się czym dzielić. W mojej rodzinie tak właśnie jest – rodzice, nadal sprawni i cieszący się zdrowiem mieszkają w ogromnym domu. Jego utrzymanie sporo kosztuje. Niestety, kiedy chciałam omówić tę sprawę, usłyszałam, że czekam na majątek i niczego się nie dowiem. Na majątek nie czekam, jednak niestety potrafię wyobrazić sobie przyszłość – olbrzymi dom po rodzicach, który pewnie ostatecznie trzeba będzie sprzedać, a wcześniej ponosić wszystkie koszty związane z jego utrzymaniem.

Na innych wpływu nie mam.

Mam za to na swoje życie i na życie moich dzieci. Dlatego napisałam testament, w którym rozporządziłam swoim majątkiem zgodnie z własną wolą. Do testamentu dołączyłam listy pożegnalne – zaadresowane do syna i córki oraz do moich najbliższych przyjaciół. Dzieciom napisałam, że zawsze będę w ich sercu. Przyjaciół poprosiłam natomiast o wsparcie w ich wychowaniu – jednych o zabieranie dzieciaków na niedzielne spacery, innych o kontynuowanie naszej tradycji zbierania owoców w sadzie czereśniowym. Na każdej kopercie jest imię, nazwisko i numer telefonu danej osoby.

Dzieci są przyszłością społeczeństwa.

O tym wiedziałam od dawna. Co więcej, w młodości rozważałam nawet założenie rodziny zastępczej. Życie napisało jednak własny scenariusz, ale przeświadczenie o wpływie dzieci na naszą przyszłość pozostało we mnie do dziś. Dlatego od wielu lat pomagam instytucjom opiekującymi się najmłodszymi. Razem ze swoją wspólnotą organizujemy zbiórki dla jednego z krakowskich domów dziecka, który daje swoim wychowankom możliwość nauczenia się rodzinnego życia w mieszkaniach zastępczych.

Tak, napisałam testament.

I zapewne nie raz go jeszcze napiszę! Większość swojego dorobku przekazałam własnym dzieciom. Kierując się jednak myślą Abrahama Lincolna, że „nie chodzi o to, co ja zrobię dla swoich wnuków, ale jaki zostawię świat dla swoich prawnuków”, uwzględniłam w tym dokumencie również moją ulubioną fundację. W ten sposób dołożyłam swoją cegiełkę do budowy lepszego świata, w którym każde dziecko jest zadbane, nie tylko fizycznie, ale też emocjonalnie i duchowo.